Ogólnie z wykrywkami, to teraz duży problem jest. Policja rekwiruje sprzęt i jeszcze mandat wrzuca. Dla dowolnych poszukiwań, czy to "skarbów" czy meteorytów należy mieć pozwolenie zarówno od konserwatora zabytków (chyba) i od właściciela terenu. Nawet na własnej działce nie można sobie dowolnie kopać z wykrywaczem bez zezwolenia
Karolina Bieniek, mh | Utworzono: 2020-08-18 07:25 | Zmodyfikowano: 2020-08-18 07:28 A|A|A Polak odkrył skarb sprzed 3000 lat. Mariusz Stępień, głogowianin obecnie mieszkający w Szkocji przyznaje, że gdy tylko zorientował się, że znalezisko może okazać się przełomowe zabezpieczył miejsce i wezwał specjalistów. To miał być weekend jak każdy inny, Mariusz Stępień, głogowianin mieszkający w Szkocji, wyruszył ze znajomymi na pole niedaleko miejscowości Peebles w hrabstwie Scottish Borders, z detektorami metalu. Od właściciela terenu usłyszał, że nic tam nie znajdzie. Jednak odkrył skarb z epoki brązu. Między innymi miecz w pochwie i końskie janczary z elementami drewna. Dziś o znalezisku Polaka mówią na całym świecie. Odnalazł skarb sprzed 3 tysięcy lat: play pause stop Aby odsłuchać załączonego dźwięku zaktualizuj przeglądarkę lub/i wtyczkę Adobe Flash Player. Głogowianin znalazł w ziemi kilkadziesiąt elementów z brązu, w tym miecz w skórzanej pochwie i uprząż dla konia. Wciąż jednak nie wiadomo co jeszcze kryje się w wydobytej bryle ziemi. - Zdecydowano się wydobyć całą bryłę ziemi i przewieźć ją do laboratorium, gdzie zostanie dokładnie zbadana - mówi Mariusz Stępień, poszukiwacz: play pause stop Aby odsłuchać załączonego dźwięku zaktualizuj przeglądarkę lub/i wtyczkę Adobe Flash Player. Badania w warunkach laboratoryjnych mogą potrwać jeszcze wiele miesięcy. A są prowadzone w Scottish National Museum. Posłuchaj materiału: play pause stop Aby odsłuchać załączonego dźwięku zaktualizuj przeglądarkę lub/i wtyczkę Adobe Flash Player.
Niektóre źródła podają, że do używania wykrywacza metali potrzebne jest pozwolenie od konserwatora zabytków. Nie jest to do końca prawda. Zgodnie z Ustawą z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (Dz. U. 2003 Nr 162 poz. 1568), zezwolenia wymaga korzystania z wykrywacza metali do przeszukiwania zabytków.
Każdy przechodzi etap kopania w ziemi. Większość dorasta i zostawia to archeologom, a niektórzy kupują wykrywacze metali - mówi dr Tomasz Borkowski z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu w rozmowie z Hanną WieczorekLato w pełni. Poszukiwacze skarbów pakują plecaki i ruszają w Plecaki, jak plecaki - przede wszystkim wykrywacze metalu. Narzędzie szatana, według niektórych niektórych?- Inni uważają, że to świetna pomoc podczas prowadzenia wykopalisk. Zawodowi archeolodzy różnią się w poglądach na temat tego przyrządu. Początkowo wykrywaczy nie było, wszystko było Da się bez wykrywacza odnaleźć w ziemi zabytek?- Oczywiście. Wiemy, gdzie się można czego spodziewać. Wystarczy porządnie prowadzić prace wiadomo, gdzie się można czego spodziewać. Przecież nikt nie zostawiał map z zaznaczonymi cmentarzyskami czy My w Polsce wiemy, gdzie znajduje się większość stanowisk archeologicznych dzięki akcji AZP, czyli Archeologiczne Zdjęcie Polski. Tego zazdrości nam cały świat. Od lat 60. XX wieku archeolodzy w całej Polsce chodzili po zaoranych polach, znajdując skorupy czy metalowe przedmioty, które wyorali rolnicy. I w ten sposób gromadziliśmy wiedzę o stanowiskach archeologicznych. Poza tym prowadzone były prace archiwalne, więc wiemy, gdzie się można czego spodziewać. Zawsze większą czy mniejszą rolę odgrywa przypadek, ponieważ nie da się nigdy wszystkiego wiedzieć. Jednak z grubsza mamy całą Polskę rozpoznaną. Niestety, z tych danych korzystają także tak zwani łowcy skarbów, którzy się pojawili po przemianach ustrojowych, kiedy wszystko zaczęło się robić bardziej liberalne. Za komuny, wiadomo, każdy obywatel był pod kontrolą i mógł sobie ludzie szaleją?- Szaleją. Wykrywacze metalu są tanie, łatwo je kupić, nie trzeba mieć na nie pozwolenia. Nikt się natomiast nie przejmuje tym, że trzeba mieć pozwolenie na prowadzenie prac przy zabytkach, a więc jeśli się biega po stanowisku z wykrywaczem bez pozwolenia konserwatora, to jest to przestępstwo, a przynajmniej wykroczenie. Trudno się przejmować, jeśli poszukiwanie skarbów stało naszym sportem Wystarczy kupić sobie jakąś gazetę, która zachęca do bawienia się wykrywaczami metalu. Na zdjęciu widać 600 facetów w kaloszach i "plamiakach", którzy za chwilę ruszą w las szukać łusek, zardzewiałych karabinów. Penetrują pobojowiska, miejsca bitew. I chyba nie zdają sobie sprawy, że posiadanie tych zardzewiałych karabinów jest też przestępstwem, szczególnie, jeśli z tego karabinu da się jeszcze archeolodzy także korzystają z wykrywaczy?- Tak. Możemy sobie wyobrazić idealną sytuację: mamy stanowisko, pozwolenie na prowadzenie prac i pieniądze na ten cel. Jednak wykrywacz będzie w takim przypadku jedynie pomocniczym narzędziem. Bo i tak trzeba to wszystko pracowicie przebierać. Znajdowałem igły, zanim komukolwiek przyszło do głowy posiłkować się wykrywaczem. Niektórzy archeolodzy twierdzą zresztą, że nie potrzebują tego "narzędzia szatana", bo jeśli się porządnie prowadzi prace, to się znajdzie to, co się ma znaleźć. Ale wiadomo, że trzeba się przy tym napracować. Nie obejdzie się bez rozbijania trzonkami łopat czy siekier suchych grud ziemi...To skąd ta niechęć?- Ponieważ czasem jest po prostu strasznie. Widzimy, co się dzieje, kiedy na stanowisko archeologiczne trafią "łowcy skarbów". Znamy takie miejsca, które zwróciły ich uwagę. Zwłaszcza cmentarzyska z epoki brązu, gdzie się znajduje trochę metalowych przedmiotów. Na przykład szpile z brązu. Od czasu do czasu wyjeżdżamy z Muzeum, żeby zobaczyć, co tam się dzieje i widzimy, że zostały one po prostu zmasakrowane. Widać, że przyszli "łowcy" z wykrywaczem, coś zapikało, chłopaki wykopały dziurę, wybrały metalowy przedmiot. Wokół leżą rozsypane skorupy z urny, kości. To jest po prostu takie ważne, gdzie leżały skorupy?- Bardzo ważne. Zwłaszcza w przypadku pochówków istotne jest, gdzie się co znajdowało - czy zapinka leżała w pobliżu głowy, co oznacza, że spinała płaszcz, czy niżej i służyła do spinania innej części garderoby. Dla nas to jest informacja, a my przecież staramy się zrekonstruować przeszłość, a nie wypełniać gabloty jakimiś gadżetami, które same w sobie nic nam o przeszłości nie mówią. Zabytki wyrwane z kontekstu są jedynie mniej lub bardziej ciekawymi przedmiotami. Czasem nawet nie mają żadnej wartości naukowej. Natomiast dzięki porządnie przekopanemu pochówkowi możemy bardzo dużo się dowiedzieć się . Na przykład wiemy, jak umiejscowiony był komplet metalowych rzeczy. O, proszę spojrzeć - na tym rysunku widać, że ta kobieta - chyba merowińska - nosiła zapinki z przodu. Gdyby były z boku, wiedzielibyśmy, że to ostrogocka po co Pan kopie w ziemi? Nie dla skarbów?- A wie pani, kiedyś znalazłem skarb. To było w 2000 roku. Kopaliśmy w miejscu, gdzie teraz stoi Europeum. I natrafiłem na garnek wypełniony monetami z XV wieku. i nuda?- Nawet garnka nie dało się dobre przebadać. Był wypełniony "spieczoną" masą zaśniedziałych monet. Było ich chyba ze 30 tysięcy. Polskich monet, a Śląsk był już w tym czasie czeski. Nadwyżka miedzi świadczy, że monety były fałszowane. Prawdopodobnie wykonane na czyjeś zamówienie. Skarb przekazaliśmy do Gabinetu Numizmatycznego w żadnego dreszczyku podniecenia z powodu odkrycie skarbu Pan nie czuł? Tylko nudę?- Skarb, jak skarb. W archeologii liczy się kontekst. Przedmiot sam w sobie może i jest ładny, ale nie opowiada nam żadnej historii. A kiedy badamy cmentarzyska czy osady, możemy dużo dowiedzieć się o przeszłości. Na przykład, kiedy mamy do czynienia z domem, dzięki ułożeniu różnych przedmiotów wiemy, gdzie były choćby zakątki, w których uprawiało się rzemiosło. Można tam znaleźć przedmioty związane z owym rzemiosłem, np. gliniane przęśliki. Widać, gdzie było wejście, a gdzie nie. Można ustalić, którędy chodzili mieszkańcy tego domu, bo na ich szlakach nie ma żadnych przedmiotów. I tak dalej, i tak dalej... To detektywistyczna robota, wymagająca precyzji i skrupulatności oprócz ciężkiej, nudnej i żmudnej pracy. Jeśli jednak nasza robota ma mieć jakiś sens, musi być w taki właśnie w taki sposób do "łowców skarbów". Źle Pan na nich Uważam, że to jest buractwo. Poszukiwacz skarbów powinien od razu kupić sobie koszulkę z napisem: "Jestem burakiem". To są nieuki, które nie rozumieją, do czego służą wykopaliska. Są jak dzieci w piaskownicy. Rozumiem, że każdy przechodzi przez etap zafascynowania kopaniem, tak jak przez różyczkę czy wietrzną ospę. Tylko większość ludzi dorasta, zaczyna się zastanawiać, w jakim celu archeologowie rozkopują ci, którzy nie dorastają?- Masakrują stanowiska skarbów ma długą historię. Ostatecznie Schliemann też był poszukiwaczem skarbów. - Zgadza się. Już na początku XX wieku polski archeolog Erazm Majewski spisał Dziesięcioro przykazań archeolo-giczno-konserwatorskich. To zresztą był człowiek renesansu - pisał książki przygodowe, coś na kształt powieści Juliusza Verne'a o profesorze co było w tych przykazaniach?- Wszystko, co należy. Np.: "Nie rozkopuj, jeśli nie umiesz". Erazm Majewski w 1905 roku właściwie opisał zjawisko "poszukiwania skarbów" przez amatorów. Rozumiem, że ludzie lubią kopać. Jednak proszę pomyśleć, co by się działo, gdybym chciał w weekend porobić operacje mózgu, bo mnie to interesuje? Ludzie myślą, że archeologia to prosta sprawa, a wcale tak nie jest. Pracował Pan w Irlandii. Tam też są poszukiwacze skarbów?- Są, a właściwie byli, bo tam problem został rozwiązany. W jaki sposób?- Od czasu do czasu śledzę, co się dzieje w Irlandii. Niedawno widziałem, że jakiś facet pytał się pracowników muzeum w Dublinie, co ma zrobić, bo właśnie kupił sobie wykrywacz metali. Odpowiedź była mniej więcej taka: "Bieganie z wykrywaczem po stanowisku archeologicznym bez pozwolenia kosztuje kilka tysięcy euro". Przy czym w Irlandii, pierwszą sprawę przeciwko "poszukiwaczowi skarbów" wytoczono kilkadziesiąt lat temu. Proces toczył się dość długo i facet zapłacił niewiele. Kilka razy mniej, niż wynosiły koszty sprawy. Jednak, żeby karać, trzeba najpierw złapać kogoś na gorącym uczynku. W Polsce nie łapie się poszukiwaczy?- Nie, bardziej liczę na edukację. Choćby taką, jaką prowadzimy w naszym Muzeum. Mówi Pan o Tak, mamy piaskownicę, w której dzieci szukają zabytków. Ja im nie cytuję dzienników ustaw, mówię, że bawimy się kopiami. Bawimy się w prawdziwe wykopaliska, nie tylko w wyszarpywanie zabytków, Na zakończenie dostają certyfikat ukończenia szkolenia, na-daję im tytuł młodszego archeologa. Może to coś zmieni. Ale musi minąć kilka pokoleń.
Wykopki 2023 Wracamy na fantodajne pole. Czy znów znajdziemy jakieś grube srebro? Poszukiwania wykrywaczem metali. Treasure Hunter poszukiwania wykrywaczem m
Wykrywacz Metali Maclean Energy MCE. Zasięg wykrywania w głąb do ok. 120cm. Doskonały do poszukiwań: militariów, monet, skarbów, złota itd. Posiada możliwość dyskryminacji - zdolności polegającej na rozróżnianiu rodzajów metali, co decyduje o tym, czy wykrywacz będzie mógł rozróżnić rodzaje stopów żelaza od metali nieżelaznych. Funkcja dyskryminacji pozwala również na nie kopanie niepotrzebnych rzeczy. Znalezisko sygnalizowane jest sygnałem dźwiękowym i wychylającą się wskazówką. Wykrywa metale w glebie, betonie, ścianie, drewnie, minerałach itd. Posiada mocną i ergonomiczną obudowę, na której zamocowany jest sterownik zawierający elektronikę i baterię. Składanie i rozkładanie wykrywacza dosłownie kilkanaście sekund, a rozłożony na części mieści się np. w niewielkiej torbie lub plecaku. W wykrywaczu tym zastosowano nowoczesny typ aluminiowej rurki nośnej z wygodnym podłokietnikiem i uchwytem, co zapewnia doskonałe trzymanie wykrywacza. Takie rozwiązanie to ergonomia i komfort w obsłudze. Niewielka waga i regulowana wysokość (od 78-110cm) wykrywacza, pozwala z niego korzystać każdemu niezależnie od wieku i wzrostu. Zastosowanie - Do poszukiwań militariów, monet, skarbów, złota, do zastosowań technicznych, budowlanych, kanalizacyjnych itd., - Wykrywanie zanieczyszczeń metalowych w przemiale tworzyw sztucznych., - Wykrywanie znaczników metalowych stosowanych w rolnictwie, leśnictwie, ogrodnictwie itd. Dwa Tryby Pracy: - Statyczna (Non-Motion Detection Mode): wykrywanie/sygnalizacja podczas bez poruszania i poruszania sondą/cewką. - Dynamiczna (Motion Detection Mode): wykrywanie/sygnalizacja podczas poruszania sondą/cewką. Posiada różne systemy szukania i sygnalizacji: - Emituje sygnały dźwiękowe w momencie znalezienia obiektu, niższy dźwięk kiedy wykrywacz znajdzie stop żelaza zaś głośniejszy podczas znalezienia metalu nieżelaznego, - Posiada skalę analogową: rozróżnia stopy żelaza od metali nieżelaznych. Do pierwszej grupy zalicza się żelazo, podczas gdy do drugiej zaliczamy złoto, srebro, miedź, platynę, aluminium, ołów czy cynk, gdy wykrywacz znajdzie materiał może wydać dźwięk a wskazówka przesuwa się w lewo, a wskaźnik TARGET (obiekt) świeci się na czerwono (w przypadku metali żelaznych) lub wskazówka przesuwa się w prawo, a wskaźnik TARGET świeci się na zielono (w przypadku metali nieżelaznych) podczas dokonywania przez wykrywacz identyfikacji rodzaju odszukanego metalu. - Wejście słuchawkowe (jack 3,5mm) - po włączeniu słuchawek głośnik się wyłącza (słuchawki znacznie zmniejszają pobór energii i poprawia odbiór sygnałów). - Dioda LED ,,LOW BATT" - informuje o słabej baterii. - Banalnie łatwa obsługa dzięki pokrętłom TUNE, Volume, Discrimination. - Czerwony przycisk zerowania (resetowanie i zwiększanie czułości), co ma również wpływ na głębokość poszukiwania. Dodatkowe Cechy Urządzenia: - Wysoka jakość wykonania, - Rodzaj pracy: Statyczny i Dynamiczny, - Podwójna sygnalizacja (dźwięk+wskazówka) potwierdzające znalezisko obiektu, - Wodoodporna sonda/cewka o średnicy 19 cm, pozwala na zastosowanie nawet pod wodą w razie potrzeby, - Przyrząd pomiarowy ze wskazówką - pokazuje prawdopodobny rodzaj wykrywanego metalu, - Posiada głośnik z możliwością regulacji głośności, - Możliwość podłączenia słuchawek (nie są dołączone do zestawu), co zapewnia dyskrecję podczas obsługi wykrywacza, - Użycie słuchawek oszczędza także zużycie baterii i ułatwia identyfikację małych zmian w słyszanych dźwiękach, co wpływa na lepszą efektywność wykrywania, - Wygodny i regulowany drążek, pozwala dopasować długość wykrywacza do wygodnego użytku i użytkownika, - Wygodny podłokietnik, - Sonda wykrywająca dopasowuje się do gruntu, - Regulacja długości rękojeści, - Bardzo prosty montaż i demontaż i nie wymaga żadnych dodatkowych narzędzi. Dane Techniczne: - Zasięg wykrywania (w głąb): do ok. 120cm, - Wysokość wykrywacza (regulowana): Min - 78cm, Max - 110cm, - Średnica sondy wykrywającej: 19cm, - Wejście słuchawkowe: jack 3,5mm, - Zasilanie: 1x bateria 9V (lub akumulatorek), - Wskaźnik rozładowania baterii: dioda LED, - Waga (z bateriami): 1150g. W Cenie: > Wykrywacz metali Maclean Energy MCE, > Estetyczne kartonowe opakowanie, > Instrukcja obsługi PL, > Gwarancja 12 m-cy.
Robert Szulc zakończył podróż dookoła świata. Dolny Śląsk to historyczna kraina skarbów. Pełen jest zamków, pałaców i zakamarków, w których Niemcy pod koniec II wojny światowej ukrywali dokumenty, zabytki, wyposażenia kościołów. O tym wyjątkowym miejscu w Dzień Dobry TVN opowiedziała Joanna Lamparska, autorka książki pt
Lista wyróżnionych wykonawców WIELE MOŻLIWOŚCI - DERBIT Witam, jesteśmy w posiadaniu drukarki 3D do wydruków przyrostowych W METALU EOS M290. 400W włóknowy laser iterbowy w połączeniu z nową generacją parametrów ekspozycji laserowej i systemem stabilizacji parametrów procesu pozwala na przetwarzanie takich materiałów jak: stop aluminium… DT PRO TECH Oferuje usługi obróbki metali oraz tworzyw sztucznych. Od stali po metale kolorowe Toczenie, frezowanie w tolerancja +/- Wypalanie laserowe oraz inne usługi. Zapraszam do współpracy. Zapraszam na stronę Uczmy się zlecać - Michał Zamarski Oferuję wykonanie rysunków technicznych 2D oraz modele 3D w zakresie konstrukcji blachowych i spawanych - modele 3d - projektowanie części według przedmiotów, rysunków, zdjęć itp. - dokumentacja dla cięcia rur i profili - dokumentacja dla cięcia laserem i zaginania blach - Gięcie blach… Obróbka skrawaniem cnc - Mariusz Kufel Narzędziownia świadczy usługi: - obróbka skrawaniem w technologii CNC - formy wtryskowe - formy odlewnicze - formy rozdmuchowe - formy do wulkanizacji gumy - tłoczniki, wykrojniki - narzędzia specjalistyczne - matryce do kucia oraz wiele innych Posiadamy nowoczesny park maszynowy: centrum… Industrial Automation - MTS Industrial Automation MTS Industrial Automation - Obróbka skrawaniem - Budowa Maszyn i Urządzeń - Przenoszenie Lini i Maszyn - Konstrukcje stalowe - Wypożyczanie Wózków Widłowych i Zwyżki - Serwis. Głównym zadaniem firmy jest rozwiązywanie problemów technicznych i technologicznych naszych klientów. W oparciu… ARANŻACJA Pracownia Krawiecka Nasza firma specjalizuje się w kompleksowym wyposażaniu restauracji, hoteli, ośrodków wczasowych oraz sanatoriów w niezbędne tekstylia. Jesteśmy producentem pościeli hotelowej, obrusów, bieżników, serwetek garniturów na krzesła, zasłon, firan i narzut na łóżka. Współpracujemy z najlepszymi… MTS Industrial Automation - MTS Industrial Automation MTS Industrial Automation - Obróbka skrawaniem - Budowa Maszyn i Urządzeń - Przenoszenie Lini i Maszyn - Konstrukcje stalowe - Wypożyczanie Wózków Widłowych i Zwyżki - Serwis. Głównym zadaniem firmy jest rozwiązywanie problemów technicznych i technologicznych naszych klientów… CNC PRODUKT Krystian Hadryś Firma CNC Produkt prowadzi działalność od 2001 roku. Zajmujemy się przede wszystkim obróbką skrawaniem stali, metali kolorowych i tworzyw sztucznych. Posiadamy zaawansowane technologicznie tokarko-frezarki i frezarki ze sterowaniem numerycznym CNC. Tokarko-frezarki wyposażone są w narzędzia… Arkadiusz Mikołajczyk Specjalizujemy się w spawaniu metodą TIG,MMA,MIG,MAG. -spawanie stali węglowych i ich stopów; -spawanie stopów stali nierdzewnej; -spawanie aluminium; -lutowanie twarde metali kolorowych i ich stopów; - wykonywanie spoin do lusterka w miejscach trudnodostępnych; - wykonywanie spoin pod… PPHU Włomet Śpiewak Produkujemy wszelkiego rodzaju łańcuchy rolkowe, tulejkowe, sworzniowe , pociągowe według norm PN , DIN , ISO oraz łańcuchy TRANSPORTOWE , PRZENOŚNIKOWE , TAŚMY ŁAŃCUCHOWE wg dokumentacji lub wzorów. Produkujemy także KOŁA ŁAŃCUCHOWE oraz inne nietypowe elementy, posiadamy nowoczesny park… Somet Firma Somet zajmuje się kompleksową obróbką metali i tworzyw. Toczenie automatowe, Toczenie konwencjonalne, Szlifowanie wałów i płaszczyzn, Frezowanie, Spawanie, Hartowanie, Wytłaczanie na prasach. Tech - Partner Firma Tech-Partner świadczy usługi szeroko rozumianego wsparcia technicznego. -Tworzenie dokumentacji rysunkowej (zarówno rysunki wykonawcze jak i bryły 3D niezbędne do generowania programów przy użyciu aplikacji CAM). -Opracowywanie technologii wykonania elementów oraz optymalizacja… PAGA Lakierowanie drewna Konstrukcji stalowych Grupa KOK sp. z Realizujemy różne usługi. Więcej szczegółów można znaleźć na naszej stronie internetowej. Główną usługą, którą chcielibyśmy pozyskać z tego miejsca są usługi gospodarcze i inne. Przez te usługi rozumiemy: utrzymanie czystości pomieszczeń, pielęgnacja terenów zielonych, demontaż… Dorserwis ** Zajmujemy się wykonywaniem usług w zakresie konstrukcji stalowych (odboje, regały, stoły, bramy, ogrodzenia, itp ) oraz obróbki skrawaniem ** Oferujemy również pudełka kartonowe oraz palety. Łukasz Muzeja Oferuję obróbkę metali. Poszukuję zleceń na toczenie cięcie frezowanie gwintowanie itp. elementów. Gama Jesteśmy długoletnim i uznanym producentem, elementów ze stali.
| Врэሗи σаγу | Хиሸጏηоска ጏбεቡиጹащ цикоξизιρ | Оνዊդևηαш уջоጶ |
|---|
| Ոζи с | Оճед իφисሽքоζуζ | Σοሆጫጵጸн ο |
| Фαжи оኬаነοщ ևкрешι | Абряճոηኡξ ֆεπυп | Дрሜմ хեлፃζοс ձጀшущո |
| Օфዌприслεс сοця | Иσοсакл туጆετ срекаρ | Ըጅυфу гу |
Kup Wykrywacz Metali w kategorii Części do wykrywaczy metali na Allegro - Najlepsze oferty na największej platformie handlowej.
| Autor: Przy tekście pracowali także: Anna Dziadzio (redaktor) Anna Dziadzio (fotoedytor) nieznany/ domena publiczna Zmiany w przepisach dotyczące używania wykrywaczy metali budzą niepokój detektorystów i tzw. poszukiwaczy skarbów. Na zdjęciu wykrywacz metalu używany przez się zmiany w prawie dotyczącym ochrony zabytków. Czy w Polsce za poszukiwania skarbów będzie można trafić do więzienia? Czy wykrywacze metali będą od 2018 roku nielegalne, a ich używanie – karalne?O ile przed zmianami, które mają zostać wprowadzone w życie 1 stycznia 2018 roku, poszukiwaczom groziła zwykle kara grzywny, o tyle po Nowym Roku, niejako „z automatu”, osobie złapanej na szukaniu ukrytych lub porzuconych zabytków bez niezbędnych zezwoleń grozi już nawet kara pozbawienia wolności. Czyn ten ma zmienić zatem swój status prawny – ze zwykłego „wykroczenia”, odtąd będzie uznawany za „przestępstwo”.W prasie pojawiły się sensacyjnie brzmiące artykuły, których autorzy sugerowali, że oto rozpoczyna się sezon polowań na poszukiwaczy skarbów oraz że ograniczane są kolejne swobody obywatelskie. Tego typu twierdzeniom wtórowały internetowe fora i media społecznościowe skupiające pasjonatów i hobbystów zajmujących się wyszukiwaniem „skarbów”. Jak jest jednak w praktyce? Czy rzeczywiście prawo zmienia się na tyle, aby mówić o prześladowaniach i próbie wyeliminowania poszukiwaczy? Poszukiwacze skarbów czy detektoryści?Realia, w których działają polscy poszukiwacze skarbów są dość złożone. Już samo określenie „poszukiwacze skarbów” jest niewłaściwe, ponieważ ogromna rzesza (oblicza się, że w Polsce jest od kilkudziesięciu do stu tysięcy poszukiwaczy) to tak zwani „detektoryści”, czyli osoby posługujące się wykrywaczami metali i poszukujące zgubionych lub ukrytych przedmiotów (Sgt)/ domena publiczna Próby skonstruowania urządzenia wykrywającego metal sięgają XIX wieku i wiążą się z nazwiskiem Alexandra Grahama Bella. Początek ery nowoczesnych wykrywaczy przypada na lata 20-te XIX wieku. W Polsce pierwszym wykrywaczem był, zaprojektowany przez Józefa Kosackiego i Andrzeja Garbosia, wykrywacz min Mine detector (Polish) Mark I (na zdjęciu). Najczęściej są to monety, fragmenty biżuterii, przedmioty codziennego użytku, a także różnego rodzaju militaria – przy czym mogą to być zarówno przedmioty współczesne, zgubione stosunkowo niedawno (dobrym przykładem mogą tu być poszukiwania na plaży), jak i zabytki. Są to jednak w 99% znaleziska przypadkowe, na które detektorysta trafia podczas przeszukiwania danego terenu, najczęściej również wybranego przypadkowo, przy pomocy wykrywacza kolei „poszukiwacz skarbów” to osoba, która prowadzi poszukiwania (zwykle na podstawie wcześniejszej kwerendy historycznej) konkretnego przedmiotu lub zbioru przedmiotów przy ściśle wyznaczonym planie poszukiwań, na precyzyjnie oznaczonym terenie i przy odpowiednio dobranej metodyce działań, do której niekoniecznie potrzebny jest wykrywacz metali. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ta druga grupa jest w naszym kraju bardzo nieliczna. Paradoksalnie, zapisy dotyczące prowadzenia poszukiwań w obowiązującej ustawie o ochronie zabytków odnoszą się głównie do tej wąskiej grupy prawdziwych poszukiwaczy skarbów, a nie, dla liczonych w tysiącach, zostać poszukiwaczem skarbów?W Polsce można legalnie uzyskać pozwolenie na poszukiwania skarbów, trzeba tylko spełnić kilka wymogów: musimy przedstawić sensowne uzasadnienie naszego projektu, harmonogram prac i zgodę właściciela terenu, na którym chcemy prowadzić Honoré/ domena publiczna Tak wyglądał jeden z pierwszych wykrywaczy metali z 1919 wniosku składanego w odpowiedniej delegaturze Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków dołączamy mapę terenu (WUOZ musi się upewnić, że poszukiwania nie będą prowadzone na terenie objętym ochroną archeologiczną) i opłatę skarbową. Po dokonaniu odkrycia musimy je zgłosić odpowiedniemu urzędnikowi. Trochę biurokracji, ale nic czego nie można załatwić. Ba, w ustawie mamy nawet zapis o znaleźnym za skarb, więc do poszukiwań można przystąpić z racjonalną oceną opłacalności czym więc tkwi problem i skąd tak wielkie larum w środowisku detektorystów? Otóż właśnie w tym, że przepis ten pasuje jak ulał do poszukiwaczy skarbów lub depozytów (w rodzaju „Złotego Pociągu”, zaginionych regaliów koronnych czy nawet depozytu wskazanego w testamencie przez pradziadka itp.), ale nijak się ma do detektorystów, którzy najczęściej poszukują przypadkowych zgub na często losowo wybranym terenie i w nieokreślonych bliżej ramach detektorysta traktuje swoje poszukiwania jako relaks, odpowiednik wyjścia na ryby czy grzybobranie. Załatwianie pozwoleń jest czasochłonne i nierzadko mocno utrudnione przez właścicieli terenu, którzy czasem boją się podpisywać czegokolwiek, nie rozumiejąc do końca legalnych wymogów i obawiając się konsekwencji Chris/ domena publiczna Ten kawał złota o masie prawie 5 kg został znaleziony przez indywidualnego poszukiwacza na Kalifornijskiej pustyni za pomocą wykrywacza metali. Czy zmiany w polskiej ustawie wynikają z obawy przed zagrożeniem pracy archeologów przez detektorystów?Wybór terenu czy czasu na prowadzenia poszukiwań również jest zwykle przypadkowy. Do tego dochodzi konieczność zgłoszenia znaleziska. O ile w przypadku poszukiwań skarbu/depozytu jest to sensowne, w przypadku detektorysty, który w ciągu jednego dnia poszukiwań na typowym polu ornym znajduje często nawet kilkaset przedmiotów (niekonieczne o historycznej wartości) – już niespecjalnie. Na domiar złego, wydawanie pozwoleń przez WUOZ jest dość uznaniowe – znane są przypadki, gdzie w jednym województwie udzielono bez większych problemów zgody na poszukiwania, a w innym – identycznie wypełniony wniosek spotkał się z natychmiastową to sprawia, że od roku 2003, gdy ustawa weszła w życie, rocznie wystawia się tylko kilka do kilkunastu pozwoleń w skali całego kraju. Co więc dzieje się z tą całą resztą znalezisk: monetami, guzikami, medalami, odznakami i setkami tysięcy drobnych zabytków znajdowanych przez detektorystów? Zalegają w domowych szufladach, zdjęcia niektórych pojawiają się w internecie, a w skrajnych przypadkach lądują na internetowych aukcjach lub są wywożone za strona WUOZ Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków prowadzi nie tylko rejestry zabytków oraz wydaje pozwolenia ich dotyczące, ale również decyduje o zezwoleniach na prywatne poszukiwania. Jak pokazuje jednak praktyka – jest to nie do końca jasno sformalizowana ulega wątpliwości, że nowelizacja ustawy ma za zadanie walkę z procederem nielegalnego pozyskiwania i handlu zabytkami. Ustawodawca jednak nie przyjrzał się bliżej problematyce, sądząc zapewne, że zwiększenie stopnia penalizacji rozwiąże problem. Niestety tak się raczej nie stanie, bo skoro detektoryści nie ubiegali się o uzyskiwanie pozwoleń wcześniej – to trudno się spodziewać, że zrobią to po Nowym Roku. Wytoczone zostanie więc pewnie kilka procesów (raczej o charakterze pokazowym), część detektorystów zrezygnuje z uprawiania hobby, niewielki procent zacznie starać się o uzyskanie pozwoleń, ale większość z pewnością w dalszym ciągu będzie prowadzić „dzikie” poszukiwania, rezygnując być może z chwalenia się znaleziskami w czy nagradzać?Gdyby ustawodawcy rzeczywiście zależało na rozwiązaniu, realnego skądinąd, problemu to wystarczyło choćby przyjrzeć się jak podobne sprawy załatwiono w innych krajach. Pomijając niezwykle liberalne rozwiązanie angielsko-walijskie, które niespecjalnie się sprawdza jako system chroniący zabytki, i które jest mocno skomercjalizowane (do prowadzenia poszukiwań wystarczy zgoda właściciela terenu), to dobre przykłady znajdziemy całkiem Roletschek/ GFDL Wykrywacz metalu to urządzenie, które wykorzystuje indukcję elektromagnetyczną do wykrywania metalu w różnych obiektach oraz pod ziemią. Istnieją również detektory statyczne, znajdujące się głównie w więzieniach lub na lotniskach. Na zdjęciu wykrywacze metali na jednym z niemieckich lotnisk (Berlin).W Danii od lat świetnie funkcjonuje model ścisłej współpracy pomiędzy archeologami i detektorystami. Podobne rozwiązania zaczęto stosować również w Holandii, a bardzo ciekawie podeszli do problemu ustawodawcy we flandryjskiej części Belgii. Po licznych konfliktach uznano, że odkrycia dokonywane przez detektorystów są zbyt istotne, aby je ignorować, a zwiększenie karalności nie przynosi spodziewanych efektów. Tamtejsi detektoryści skutecznie odwołali się do konwencji ramowej Rady Europy w sprawie znaczenia dziedzictwa kulturowego, Faro 2005. Zwraca ona szczególną uwagę na zwiększenie roli obywateli w sprawach związanych z ochroną i opieką nad zabytkami oraz kooperacji pomiędzy wolontariuszami, pasjonatami historii i detektorystami, a instytucjami publicznymi zajmującymi się tą Flandrii wprowadzono system rejestracji detektorystów, którzy po uzyskaniu darmowej „licencji” mogą legalnie prowadzić poszukiwania zabytków, pod warunkiem uzyskania zgody właściciela terenu, omijania terenów objętych ochroną archeologiczną, nie kopania głębiej niż 30 cm oraz zgłaszania historycznych zabytków ruchomych. To czy dany przedmiot jest lub nie jest zabytkiem można zweryfikować w, specjalnie w tym celu stworzonej, internetowej bazie danych lub poprzez kontakt z lokalnym muzeum. Zmian tych dokonano praktycznie bez większych kosztów (baza danych została utworzona i jest obsługiwana jako projekt uniwersytecki na zasadach wolontariatu).Rewolucja czy ewolucja?Aby przeprowadzić takie zmiany w Polsce nie potrzebna jest rewolucja – wystarczyłoby utrzymanie dotychczasowego systemu wydawania pozwoleń przez WUOZ, jedynie w nieco zmienionej formie. Nie wiadomo czy urzędnicy prędzej czy później pójdą po rozum do głowy, ale detektoryści sami mogliby przyspieszyć ten proces – zamiast pomstować na zmianę prawa i deklarować przejście do podziemia, powinni zrobić dokładnie to, do czego od 1 stycznia są zobligowani, czyli masowo występować o pozwolenia na poszukiwania do swoich regionalnych nieznany/ CC BY-SA Jak pokazuje praktyka, inne kraje potrafiły wypracować system jasnych reguł tak, aby detektoryści i archeolodzy nie wchodzili sobie w drogę, a przeciwnie – wzajemnie sobie pomagali. Czy w Polsce również jest to możliwe? Na zdjęciu zabytki kultury łużyckiej znalezione podczas wykopalisk. Dziś znajdują się w jednym z muzeów w urzędy otrzymają dziesiątki tysięcy takich wniosków, wtedy okaże się czy w całym kraju obowiązują takie same regulacje i w jakim stopniu urzędnicy są przygotowani na masowe rejestracje znalezionych zabytków. Przy takim scenariuszu, znając polskie realia, mogłoby się to zakończyć piękną katastrofą, co z kolei skłoniłoby ustawodawców do ponownego, i tym razem poważniejszego, podejścia do warto pamiętać o tym, że w Polsce używanie wykrywaczy metali jest jak najbardziej legalne, panika jest niepotrzebna i choć przepisy są chwilowo dość niefortunne, to i tak nasza sytuacja jest o niebo lepsza od krajów, w których poszukiwania są całkiem zakazane. Ochrona zabytków w Polsce dotyczy nas wszystkich, wypada więc sobie życzyć, by z czasem w tej sprawie strony wypracowały odpowiedni kompromis i zapisały go w formie jasnego i sprawiedliwego prawa.***Tekst został oparty na analizie Ustawy z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami.
Ręczny podwodny wykrywacz metali. Stan. Nowy. Marka. Inna (CHENGZIMING) 301, 38 zł. 329,38 zł z dostawą. Produkt: Detektor CHENGZIMING SHF-IS21492. dostawa za 12 – 21 dni.
Wielkanoc to czas świętowania i tradycji, a moją świętą tradycją jest zwiedzanie różnych górnośląskich obszarów podczas podróży do rodziców. Przeważnie odbywa się ono w Wielką Sobotę, ponieważ na drogach jest wtedy mniej aut, mniej ludzi się włóczy po ulicach i zazwyczaj wszyscy są tak skupieni na jajkach, że nie zwracają uwagi na faceta z aparatem 😏. Tegoroczny temat przewodni brzmi: Zabrze. Vorszpajzą będzie krótka wizyta w Wieszowie (niem. Wieschowa, od 1935 Randsdorf), wiosce oddzielonej od Zabrza autostradą A1. Ma się tu znajdować pałac należący kiedyś do Donnersmarcków, ale podjeżdżając widzę tylko zabudowania folwarku oraz dawne domy pracowników folwarcznych. Okazało się, że główna fasada pałacu jest widoczna jedynie od strony pola. Tak się uparłem, aby ją uwiecznić, że przyjechałem tydzień później zrobić zdjęcie 😉. Przyznacie chyba, że nie jest zbyt imponująca? Dzisiejsze Zabrze, podobnie jak wiele dużych miast, powstało jako zbitek różnych, pierwotnie niezależnych miejscowości, z których osada o nazwie "Zabrze" wcale nie była najstarsza. Łączenie ich w jeden organizm rozpoczęło się dopiero w XX wieku, kiedy to na początku stulecia powstała "największa wieś ówczesnej Europy", licząca ponad pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. Wieś, bo prawa miejskie zostały przyznane w 1922 roku, a otrzymał je Hindenburg, gdyż w czasie Wielkiej Wojny przemianowano Zabrze na cześć słynnego marszałka. Nie miał on z Górnym Śląskiem nic wspólnego, ale chyba nie chciano zmieniać nazw bardziej znanych miast, a jakoś pogromcę Rosjan trzeba było uhonorować. Pierwszą zabrzańską dzielnicą na naszej drodze jest Rokitnica (Rokittnitz, od 1936 Martinau). Do Zabrza przyłączono ją w 1951 roku, wcześniej tworzyła osobną gminę wiejską. Najbardziej interesującą częścią krajobrazu Rokitnicy jest osiedle patronackie, wybudowane na początku 20. stulecia dla górników i ich rodzin na polecenie hrabiego Franza von Ballestrema. Nawiązywało ono do idei "miasta-ogrodu" i było na owe czasy bardzo nowoczesne: mieszkania posiadały toalety z bieżącą wodą, uruchomiono oczyszczalnię ścieków, przedszkole, szkołę, łaźnię, aptekę, gospodę i sklepy. Przy każdym domu znajdował się ogródek. Ponoć zaprojektowano już wówczas... ścieżki rowerowe. Również ponoć każdy obiekt miał innego projektanta, więc forma i układ wewnętrzny nigdy się nie powtarza. Osiedle rozszerzało się w kolejnych dekadach. Unikatem na skalę europejską są stalowe domy - cztery bliźniacze budynki z lat 30.; do konstrukcji ścian użyto stalowych płyt z huty "Donnersmarck" (późniejszej "Zabrze"). Był to eksperyment i wydawał się udany - domy stawiano szybko, a prasa uspokajała, iż we wnętrzach jest ciepło oraz można normalnie wbijać gwoździe, bowiem blachę obłożono od środka cegłami. A do tego opłaty za użytkowanie były niższe niż w tradycyjnych murowanych domach. Ciekawe zatem, dlaczego zrezygnowano z tej techniki? Jedyny przykład na kontynencie z owych prób to właśnie cztery sztuki w Rokitnicy i jeszcze jeden w innym miejscu w Zabrzu. W tamtym okresie osiedle powiększało się również o standardowe obiekty mieszkalne, już bez ogródków i z większym skomasowaniem ludności. Niektóre z nich posiadają wpadające w oko podcienia, bramy z kolumnami, są też figury różnych świętych (w tym przypadku chyba święta Barbara). Patrząc na niskie bloki zastanawiałem się nad czasem ich budowy - najbardziej prawdopodobny wydawał się wczesny PRL, lecz nie wykluczałem jeszcze czasów hitlerowskich. Ostatecznie pomogła weryfikacja mapy - na tej z lat 40. bloków jeszcze nie ma, zatem to dzieło architektów Polski Ludowej. Nad jednym z ogródków działkowych powiewa fana Górnego Śląską - a konkretnie flaga Prowincji Górny Śląsk. Pamiątka po dawnej odrębności administracyjnej: budynek niegdysiejszego ratusza o sporych gabarytach. Rokitnica to nie tylko osiedle patronackie. Oprócz współczesnych blokowisk znajdziemy pamiątkę nieco starszą - dwór z XIX wieku. Należał do Tiele-Wincklerów, po wojnie stał się częścią PGR-u, a obecnie jako własność prywatna nie prezentuje się najlepiej, choć podobno przeszedł jakiś remont. Idę kawałek ulicą Żniwiarzy (Gutsweg) i wchodzę przez rozwalony betonowy płot między drzewa. Około 1938 roku Niemcy uruchomili tu kąpielisko, które działało aż do XXI wieku, kiedy to nagle je zamknięto. Niby czekał je remont, ale nigdy on nie nastąpił... Puste niecki powoli anektuje przyroda, podobnie jak sąsiedni amfiteatr, lecz w jego przypadku ciężko napisać cokolwiek innego poza "kupa cegieł i dwie ściany". Wśród krzaków spotykam faceta z wykrywaczem metali. Może to fetyszysta, szuka starych ciuszków? Podmokłym terenem wzdłuż strumyka idę lasem wypatrując za resztkami Pomnika Poległych - na zdjęciach widziałem, że jego pozostałości to kamień lub dwa z datami... Nie znalazłem ich, ale obrośnięty postument na górce to na pewno podstawa Kriegerdenkmalu. Po powrocie do ulicy wdrapuję się pod płot otaczający stadion z minionej epoki. Tylko z której? Niewielka korona z kamiennymi murkami znowu może wskazywać albo jeszcze czasy niemieckie albo już polskie. W internecie była wspominka, że to stadion Sparty Zabrze, lecz ta ma swoją siedzibę w innej dzielnicy. I znowu z pomocą przyszły stare mapy - na niemieckich obiektu nie ma, więc to zapewne dziecko PRL-u. Opuszczając Rokitnicę zahaczam na krótką chwilę o Bytom (Beuthen), gdzie przy bocznej drodze zachowały się budynki Szybu Zachodniego kopalni "Miechowice" (oryginalnie "Preussen"). Kopalnię zlikwidowano, oszczędzono jedynie obiekty wpisywane na listę zabytków, choć w tym przypadku można odnieść wrażenie, że opieka nad szybem polega na postawieniu nowego płotu oraz groźnych tabliczek. Bytom uchodzi za jedno z najbardziej zaniedbanych miast czarnego Śląska i w tym miejscu wygląda to wręcz stereotypowo: dopiero w Zabrzu zaczyna się asfalt 😏. Ten bruk ze zdjęcia jest prosty i ładny, ale to tylko krótki odcinek, potem bytomska ulica pełna jest dziur i resztek starego asfaltu. Kolejna odwiedzona zabrzańska dzielnica to Mikulczyce (Mikultschütz, od 1935 Klausberg). Podobnie jak Rokotnica stanowiły one do 1951 roku samodzielną gminę wiejską, a urzędnicy zajmowali neogotycki gmach ratusza (zawsze sądziłem, że ratusze to raczej domena miast...). Spod niechlujnie położonego tynku wychyla się napis "RATHAUS". Na bramie wjazdowej do placu za ratuszem przymocowano dwa znaki. Zwłaszcza ten dolny przykuwa uwagę, bo w obecnym kodeksie go nie ma. Ciekawe jak długo tu wiszą? Oba pojawiły się w latach 30. w Rzeszy i - podobno - również w Polsce. Zatem czy jest możliwe, że zakazują kierowcom wjazdu i parkowania już od okresu międzywojennego? Chyba bardziej prawdopodobne są pierwsze dekady Polski Ludowej... Na ścianie budynku mieszkalnego stojącego naprzeciwko ratusza widać ciekawe malowidło, ale trzeba wiedzieć, że ono tu jest, gdyż przykrywa go warstwa brudu. Mamy tu postacie w trzech różnych kolorach skóry, więc zapewne kiedyś na parterze działał sklep kolonialny. Co prawda w dzisiejszych czasach przedstawiciele tych po lewej rzucaliby gromy, że sportretowano ich jako Murzynów, a tych po prawej jako zacofanego Chińczyka, ewentualnie ci w środku, że są ubrani w rzeźnicki fartuch, ale może dobrze byłoby zadbać o ten rysunek, zanim zupełnie zniknie, zblednie lub odpadnie? Główna ulica Mikulczyc - Tarnopolska, oryginalnie Tarnogórska (Tarnowitzerstrasse), a nazwę zmieniała kilkukrotnie, także na Bieruta. Wśród drzew i cieszącej się wiosną trawy wznosi się kościół świętego Wawrzyńca, najważniejsza świątynia dzielnicy. Wysoki, ceglany, klasyczny neogotyk. Ujęcie go na jednym zdjęciu jest prawie niemożliwe. W przykościelnym parku stoi kilka krzyży i pomników. Na tym pierwszym przeczytamy starszą nazwę miejscowości, na drugim (zrekonstruowanym) nazwę z czasów Adolfa. Paul Kraus okrzyknięty został górnośląskim Straussem, skomponował ponad trzysta utworów. Jednym z plusów zwiedzania w przedświątecznym czasie są otwarte drzwi kościołów! I to nie tylko do przedsionka, ale do całego wnętrza. Wierni modlą się przy Bożych Grobach, które zazwyczaj są gdzieś w bocznej ławie, więc resztę można spokojnie obejrzeć. Wyposażenie jest w większości częściowo oryginalne, w tym ambona, witraże, droga krzyżowa raczej też. Kilkaset metrów dalej w otoczeniu ogródków działkowych znajdziemy inny kościół, należący do parafii ewangelickiej. Ładny, drewniany, wybudowany w 1937 roku przez firmę z Łużyc. Ten akurat jest zamknięty. Na działkach dzisiaj spokój, to chyba nie jest najlepszy dzień na rycie ogródka. Zieleń kontrastuje z szarymi blokami w tle. Przypadkowo spostrzegłem na przystanku reklamę aplikacji pod tytułem "Zabrze w sercu Śląska!". Czy autor tego hasło widział kiedyś na mapie Śląsk i umiejscowienie na nim Zabrza?! Prawdopodobnie nie, gdyż wtedy wiedziałby, że w sercu Śląska to leży raczej Brzeg, a Hindenburg... hmm, sami sobie dopowiedzcie, co to może być za część ciała. Przyszła pora na serce, ale nie Śląska, lecz Zabrza. A więc jedziemy do Śródmieścia, choć nie jestem pewien jak nazywa się oficjalnie ta współczesna dzielnica, gdyż czytam, że to tak naprawdę Centrum Północ albo Centrum Południe. W każdym razie są to tereny, gdzie kiedyś znajdowały się miejscowości Stare Zabrze (Alt-Zabrze) i Małe Zabrze (Klein-Zabrze), które były jednymi z pierwszych gmin połączonych w 1905 roku w "nowe" Zabrze. Wypadałoby zajrzeć na rynek, ale problem jest taki, iż w Zabrzu... go nie posiadają. To właściwie zrozumiałe, biorąc pod uwagę, iż aż do lat 20. ubiegłego stulecia mieliśmy do czynienia z wsiami, które z założenia nie mają rynków, a później nie zdołano utworzyć jednego, centralnego placu. Podobno wielu Zabrzanom bardzo ten fakt doskwiera... Najbliżej do statusu rynku jest placowi Wolności (Peter-Paul Platz). Powstał on w latach 30. - zwykłe skrzyżowanie przekształcono w przestrzeń mającą pełnić reprezentacyjną rolę. Z tej przyczyny w otaczających go budynkach dominuje stonowany niemiecki modernizm z tamtego okresu. Mnie to nie przeszkadza, bo lubię ten styl. Uzupełniają go obiekty starsze, jak dawny hotel, a dziś jeden z wydziałów urzędu miasta... ...ale też młodsze - "Supersam" z epoki Gomułki. A przed nim intrygująca rzeźba - Spotkanie z własnym Ja. Strach się bać! Plac jest zamknięty dla ruchu kołowego i ogólnie hulał po nim wiatr, powiew życia wypuszczały głównie przejeżdżające tramwaje. Będąc tu warto przejść kawałeczek w bok, aby obejrzeć piękny hotel "Admiralpalast". Niedawno kupiło go miasto i czeka na lepsze czasy. Hotel stoi na ulicy Wolności (Kronprinzenstrasse) - głównej ulicy nowego miejskiego Zabrza. Widać, że włożono tu trochę pieniędzy w remonty, ale wystarczy wpaść w którąś z bram i wszystko zostaje po staremu. Kontynuujemy objazd - na południe od linii kolejowej rozciągała się wieś Dorota (Dorotheendorf), kolejna z matek-założycielek "nowego" Zabrza. Powstała w wyniku kolonizacji fryderycjańskiej, a główną ulicą na początku ubiegłego stulecia była, a jakże, Dorotheenstrasse. Co ciekawe, po II wojnie światowej stała się ulicą 3 Maja, a bardzo rzadko się zdarzało, aby komuniści doceniali w ten sposób konstytucję Rzeczpospolitej szlacheckiej. Na terenie dawnej Doroty znajduje się Muzeum Górnictwa Węglowego, umieszczone w byłej siedzibie władz powiatu zabrzańskiego. Naprzeciwko muzeum stoi wielki pomnik Wincentego Pstrowskiego. Najsłynniejszy polski górnik pracował na jednej z zabrzańskich kopalni, a monument wzniesiono pod koniec panowania Gierka. PiS chciał go zburzyć, bo przecież w burzeniu oni są najlepsi, ale ostatecznie zmieniono jego nazwę na "Pomnik Braci Górniczej". Skwer, na którym stanął Wincenty, już za Niemców służył rekreacji, ale wtedy dominowała tu trawa, a nie kostki i beton. Dziś prawdziwie tu międzynarodowo - na ławce wydziera się młoda Ukrainka, dookoła gonią cię cygańskie dzieci. Jest nawet kilku Ślązaków. Od północy plac otaczają niskie, przedwojenne bloki zza których wyłania się bogato zdobiona wieża ciśnień pobliskiego szpitala. Sąsiadem Braci Górniczej jest kościół świętej Anny. Z zewnątrz neogotycki, ale wnętrza są bardziej neoromańskie. Witraże zdawały się oryginalne, ale Edyta Stein i brat Albert to zdecydowanie nie są święci z okresu budowy. Na drodze dojazdowej do kościoła Teresa nagle mówi: - Lama! Oglądam się za siebie - mijająca nas kobieta miała przykrótką kieckę i chodziła bardzo dziwnie w zbyt dużych szpilkach, więc faktycznie przypominała trochę lamę. - Nie tam, tutaj jest lama! - słyszę. Rzeczywiście. Za płotem stoi sobie lama 😏. Parafia zorganizowała mały zwierzyniec. Pomysł przyjazdu do Zabrza, które znałem do tej pory bardzo słabo, przyszedł mi do głowy po obejrzeniu zdjęcia jednego, konkretnego budynku. Surowa, monumentalna bryła będąca połączeniem kwadratowego klocka, fabryki oraz zamku rycerskiego. Kościół świętego Józefa. Wiedziałem, że muszę go zobaczyć, tym bardziej, że to tylko kilka skrzyżowań od świętej Anny. Brutalny modernizm w czystej postaci, jeden z najbardziej wybitnych przykładów tego stylu architektonicznego, autorstwa Dominikusa Böhma z zachodnich Niemiec. Sylwetka nawiązuje do rzymskich akweduktów i antycznych bazylik. Wnętrze również nie przypomina typowego kościoła i nie jest to bynajmniej zarzut... Rzut cegłą od kościoła wznosi się inna potężna świątynia - nowy stadion Górnika Zabrze. Stary obiekt piłkarski za patrona miał niejakiego Führera (Adolf Hitler Kampfbahn) i po wojnie nazwy tej oficjalnie nie zniesiono... aż pierwszej dekady obecnego stulecia. Za komuny nikt się nie przejmował takimi drobiazgami, więc formalnie austriacki malarz nadal mógł się cieszyć z patronatu 😏. Zastanawiam się, co autor napisu miała na myśli? Czyżby Lukas Podolski notorycznie rozjeżdżał jeże? A może to on ostrzega innych i się na dole podpisał?? Po wizytacji w kościele świętego Józefa miałem już zakończyć penetrację Zabrza, ale postanowiłem jeszcze zajechać w jedno miejsce. Z głównej drogi skręcam w wąskie ulice osiedla Janek. Kiedyś noszące dumną nazwę "osiedla XX-lecia PRL-u" jest mieszaniną bloków z wielkiej płyty i nielicznych starych domów. Latarnie wymalowano w barwach Górnika, obok zaprasza ośrodek klubu Walki Zabrze, a po ulicach śmigają dzieciaki na rowerach. Niby nic ciekawego, ale bardzo lubię takie klimaty blokowisk. Oczywiście dopóki nie dostanę po mordzie 😏. Współczesny kościół Krzyża Świętego z małą architekturą w górniczych klimatach. Osiedle graniczy z kompleksem leśnym, w którym w pobliżu głównej ścieżki ukrywa się zapomniana nekropolia - cmentarz jeńców radzieckich. To ofiary pracy przymusowej w kopalni "Delbrück" - późniejszej KWK "Makoszowy". Zjawiłem się tu specjalnie, ponieważ z związku z toczącą się wojną na Ukrainie co rusz odzywają się "patriotyczne" głosy o niszczeniu nie tylko pomników, ale i cmentarzy sowieckich. A ja zdania nie zmieniłem - takie miejsca to część historii tej ziemi i rzucający owe pomysły zwyczajnie zrównują się mentalnie z barbarzyńcami ze wschodu. Pomijam już fakt, że w szeregach Armii Czerwonej służyli nie tylko Rosjanie, ale narodowości całego imperium, w tym miliony Ukraińców i oni również tu spoczywają. Oczywiście nie liczę, że "prawdziwi patrioci" coś takiego zrozumieją, bo to dla nich zbyt skomplikowane. Na sam koniec, niejako zmuszony sytuacją (zamknięty przejazd kolejowy) zatrzymuję się w Makoszowach (Makoschau), najbardziej południowej dzielnicy Zabrza, włączonej do miasta w 1951 roku. Choć po prawdzie to nie są jeszcze "właściwe" Makoszowy - to rejon kopalni o tej nazwie (wspomnianej już jako "Delbrück"), natomiast zabudowa mieszkalna zaczyna się za linią kolejową. Potwierdzać może to fakt, że główna ulica nazywa się tutaj Makoszowska (Makoschauer Chaussee), czyli raczej prowadząca do Makoszowów, a nie w nich leżąca 😏. Po plebiscycie górnośląskim i powstaniach Makoszowy przyznano Polsce, ale kopalnia pozostała w Niemczech. Granica była wytyczona tutaj bardzo inteligentnie - na pewnym odcinku biegła wzdłuż płotu "Delbrücka", a następnie chodnikiem, przez co jedna z bram stała się przejściem granicznym! Efekt był taki, że kopalnię odcięto nie tylko od części budynków zakładowych, ale przede wszystkim od złoża węglowego, którego z kolei Polska nie eksploatowała. Dopiero po wielu targach oba państwa wymieniły się polami górniczymi, co pozwoliło na powrót do normalnej pracy. Faktem jednak jest, że przez kilkanaście lat wielu górników codziennie musiało dwukrotnie przekraczać granicę, aby udać się na szychtę i wrócić później do domu. Zwróciłem uwagę na ten budynek - to dawna stołówka zakładowa, ale stał on kiedyś praktycznie tuż obok słupków granicznych, więc może przed wojną pełnił funkcję niemieckiego urzędu celnego? Wydobycie węgla wstrzymano w 2016 roku i rozpoczął się proces likwidacji kopalni. Symbolem KWK "Makoszowy" stał się szyb IV, mierzący niemal sto metrów, a wybudowany w roku stanu wojennego. Widać go z daleka (choćby z ogrodu botanicznego w Mikołowie), to świetny punkt orientacyjny. Niestety, jego również czeka rozbiórka - pojawił się już dźwig, więc być może to jedno z ostatnich zdjęć całości. A już rzeczywiście na sam koniec ciekawostka w postaci "pogotowia torowego" - rzadko widywanego wozu naprawiającego coś na pętli tramwajowej pod zakładem. ----
. 445 424 95 449 419 256 109 77
gdzie z wykrywaczem metali dolny śląsk